Daniel Kaszubowski Daniel Kaszubowski
1094
BLOG

Fast food wyjdzie bokiem

Daniel Kaszubowski Daniel Kaszubowski Polityka Obserwuj notkę 30

 

Wprowadzenie zakazu sprzedaży tzw. „śmieciowego jedzenia” w sklepikach szkolnych, może się odbić negatywnie na kondycji nie tylko rzeczonych sklepików ale i szkół, które pomieszczenia na takowe wynajmują. Bo w pozytywny efekt takowego zakazu niezbyt wierzę. Tym bardziej, gdy przypomnę sobie sytuację ze swojej historii, kiedy to w szkolnym sklepiku fast foodem była jedynie podgrzana mini-pizza. Tym bardziej, że tuż obok szkoły stała budka z kebabem, frytkami i innymi tego typu produktami gastronomicznymi. I tak prawdopodobnie zakaz ten będzie obchodzony.

 

Owszem, szkoły staną się terenami „sterylnymi” pod względem jedzenia śmieciowego. Cały obszar tuż obok – nie. I nie przeszkodzi to w żadnym stopniu, aby dzieci i młodzież tego typu jedzenie zdobywała. W końcu są przerwy, „okienka” oraz możliwość zakupu przed lub po zajęciach lekcyjnych. Jeżeli ktoś będzie chciał zjeść batoniki, to kupi sobie je bez względu na możliwość nabycia ich w szkole. Tak samo w przypadku napojów gazowanych (szczególnie tych typu Cola czy Pepsi). Tutaj nie pomoże żaden zakaz, choć idea dbania o zdrowe nawyki żywieniowe jest jak najbardziej słuszna. Choć słuszna, to źle zorganizowana.

 

W naszym kraju, jak grzyby po deszczu wyrastają wszelkiego rodzaju dyskonty spożywcze i sklepy wielkopowierzchniowe, w których całe regały uginają się od niezdrowej żywności. I nie jest to jedynie mrożonka pizzy, którą wystarczy przez kilka/kilkanaście minut trzymać w piekarniku lub mikrofali. Nie jest to także półka z napojami gazowanymi i tzw „energetykami”. Jeżeli przyjrzymy się z bliska etykietom naszych sklepowych towarów, okazać się może, że mało który ma wiele wspólnego choćby z byciem „około-zdrowym produktem”. Bo przecież kiełbasy, których lwią część stanowią barwniki, ulepszacze i woda, nie są wiele zdrowsze aniżeli batonik czekoladowy czy hamburger z restauracji szybkiej obsługi. Gdyby więc rzeczywiście spełniać wolę osób wprowadzających dzisiejszy zakaz, należałoby w ogóle zabronić sprzedaży tego typu produktów w szkołach, ich okolicy oraz osobom do ukończenia 18 roku życia. Tylko, że to już jest sytuacja dość absurdalna. Nieprawdaż?

 

I choć sam uważam, że zdrowo przynajmniej czasem powinniśmy się odżywiać, to nie potrafię się zgodzić z zakazem wprowadzonym w dniu dzisiejszym. Dzieci i ich proces socjalizacyjny zależne są przede wszystkim od rodziców. Państwo i jego aparat winny jedynie wspierać ich wychowanie. Toteż zamiast zakazów, powinny być akcje edukacyjne – o tym jak się powinno odżywiać. Zamiast zakazów, powinno się promować produkty zdrowe kampaniami społecznymi i odpowiednim komponowaniem posiłków w szkolnych stołówkach. Zamiast zakazów, powinna być rozsądna polityka. Bo cóż z tego, że szkoła zabroni, skoro rodzic – po odebraniu dziecka z zajęć – zabierze dziecko do fast foodu? Tak samo, jak szkoła sama z siebie nie wychowa żadnego ucznia, tak samo sama z siebie nie wyrobi u niego nawyków żywieniowych. Rodziców, nawet na siłę, wyręczyć się nie da.

Daniel Kaszubowski - bydgoszczanin, lewak Nie cenzuruje i nie zgłaszam nadużyć administracji. Uwagi na temat moich poglądów nie dotykają mnie. Tak samo jak gdybania o mój status majątkowy, wiek i orientację seksualną.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka