Sytuacja na Bliskim Wschodzie zdaje się być coraz bardziej skomplikowana. Gotowość do uczestnictwa w kampanii skierowanej przeciw Państwu Islamskiemu zadeklarował niedawno polskie MON. Osobiście cieszy mnie to niezmiernie. To, co jednak może być w tym problematyczne, to gry jakie prowadzą siły aktywne w tym regionie.
Prócz samych rządowych sił Assada, w konflikcie udział bierze Rosja, USA czy Francja. Rosja wspiera stary rząd syryjski. USA i Francja teoretycznie są neutralni, ale praktycznie wspierają antyrządowe siły, które nie są w sojuszu z ISIS. Choć i z tym wsparciem jest różnie. Faktycznie, Waszyngton i Paryż ograniczają się głównie do bombardowania konkretnych pozycji. Podobnie robi i Rosja. Co ciekawe, cele bombardowań niekoniecznie pokrywają się z pozycjami ISIS.
Nieoficjalnie w konflikt zaangażowała się również granicząca z Syrią Turcja. Najbardziej znanymi działaniami Ankary była bierność w czasie walk pomiędzy syryjskimi Kurdami z ISIS. Bierność ta polegała na przepuszczaniu fanatyków islamskich przez swoje granice tak, aby połączone siły islamskie mogły z różnych stron atakować Kobane. Tajemnica poliszynela jest także to, że Turcja korzysta z umożliwiania handlu Państwa Islamskiego z innymi podmiotami. To przez teren kontrolowany przez Ankarę transportowana jest ropa na handel, importuje się sprzęt wojskowy czy pojazdy wykorzystywane przez islamskich bojowników. Od niedawna jednak, Turcja angażuje się w konflikt coraz bardziej oficjalnie. Rzekomo wraz z Arabią Saudyjską chce zwalczać ISIS. W praktyce jednak turecka kampania zaczęła się… od ostrzelania Kurdów.
W tym temacie najgorszym jest fakt, że Turcja stanowi część paktu, którego członkiem jest i Polska. Może więc się okazać, że w przypadku konfliktu na ziemi syryjskiej będziemy zmuszeni do walki nie tyle z islamistami, którzy są prawdziwym wrogiem, a zwalczaniem organizacji antytureckich. Do tego grona można zaliczyć właśnie m.in. jedyne siły zdolne zwalczać ISIS w Syrii, czyli Kurdów. Problemów może nastręczać także rosnące napięcie na linii Ankara-Moskwa, o sprawy Syrii właśnie.
Pozostaje więc pytanie, kogo i jak będzie wspierać Polska, gdy rzeczywiście zaangażuje się w konflikt syryjski. Jeżeli zaangażowanie to będzie na poziomie wsparcia rządu Beaty Szydło dla ofiar wojny domowej w Syrii, to nie będzie o czym mówić. W końcu praktycznie tego zaangażowania nie będzie. Gorzej, gdy odważymy się na faktyczne działania. Czy będziemy w całym konflikcie razem z Turcją, która jawnie nie przestrzega umów z Unią Europejską ws. uchodźców i wspiera bojówki ISIS? Czy może stanie po stronie reżimu Assada? Jak zachowamy się wobec Kurdów, którzy jako jedyni skutecznie zwalczają islamistów, ale jednocześnie są w konflikcie z Ankarą i być może już niedługo wybiją się na niepodległość?
Minister Macierewicz nie będzie miał łatwej decyzji do podjęcia.
Komentarze